śmierć zwierzaka

Ledzia

Wiadomo, że każda istota musi kiedyś umrzeć... Interesuję mnie w jaki sposób, dawaliście sobie radę po śmierci swojego zwierzaka... Czy byliście mocno do niego przywiązani czy też nie? Czy płakaliście po nim, czy też jego odejście nie wywołało u Was tak mocnych emocji??

F.K.

Ojj.. Bolesny temat...

Jak byłam bardzo młoda to miałam kota... Znaczy moi rodzice mieli... On był bardzo mądry, zawsze leżał na telewizorze i spuszczał ogon na ekran w najbardziej interesującym momencie... Jako że byłam mała i miałam alergie, rodzice kotan dali do babci na wieś. On po babcie wychodził na przystanek autobusowy i wogóle [nie robie sobie jaj..] Aż pewnego pięknego dnia jak Maks szedł poboczem na przystanek, potrąciło go auto...
Ja nie wiele z tamtej sytuacji pamietam, ale moj tata strasznie to przeżył...

Następne zwierzątko... Puszek... Pies... Żył sobie u mojej babci ale był mój... Miał kilkanaście lat... Ja miałam może z 8... Zaczął łysieć... Słabnąć... Ale zawsze był optymistą... Aż pewnego dnia, nie zauważyłam go u babci na podwórku... Pytałam sie co sie stało ze go nie ma, a babcia powiedziała, że uciekł... Wszyscy mowili, że uciekł... I że nie wróci...
A umarł... Tylko wszyscy chamsko zataili to przedemną... To mnie najbardziej bolało...

No i Stewart... Żółw... On od początku był niemrawy jakiś ;(
A kiedyś był deszcz... I jemu sie wlało 'troche' wody do pojemnika w którym siedział [zapomnialam jak to sie nazywa..] A to był żółw lądowy... Wtedy przeżył...
Ale od tamtej pory chorował...
Zadzwonilam do weterynarza...
Powiedział, żeby wstawić mu lampkę...
Więc wstawiłam...
I on sie przysunął do tej lampki...
A ja pojechałam na caly dzień do wujka...
Wieczorem przyjezdzam...
I patrze...
A on cały gorący...
I sie nie rusza...
Usnął sobie przy tej lampce...
I juz sie nie obudził...
Spalił sie od srodka...
Można tak powiedziec...
Mialam 10 lat i strasznie to przezylam...
;(
Chyba najstraszniej...
I ryczałam cały czas...
Ten żółw to było jedyne, co mi zostało...
Nie mogłam miec zadnego innego zwierzątka... [alergia...]
I on umarł...

Tomek-Tomi

Na szczęście mój piesek jeszcze żyje, więc nie doświadczyłem tego uczucia.

Ledzia

Mi zmarły 3 chomiki, gdy byłam jeszcze mała i pamiętam, że bardzo za nimi płakałam, tym bardziej, że jeden z nich zdechł z mojej winy.. Trudno mi było się z tym pogodzić, ponieważ moje poczucie winy było ogromne... Do tego jakieś 2 lata temu zdechła mi jedna koszatniczka też przez moją bezmyślność i został mi tylko Heniek... Wiem jedno, że następnego zwierzaka już napewno nie będę chciała mieć, ponieważ nic dobrego z tego nie wynika... Nie wiem co to będzie, gdy zdechnie mi jeszcze Heniek, narazie nie chcę o tym myśleć...

Tomek ten pies to twoje pierwsze zwierzę?

Tomek-Tomi